Jak gonić burze?

Opublikowano 2023-08-30

20210429_202542_D850_4106

Wstęp

Gonitwa za burzami to zdecydowanie jedno z bardziej wymagających hobby. Oprócz oczywistego ryzyka związanego z możliwością oberwania zbłąkanym piorunem, dochodzą tu takie aspekty jak koszty paliwa, czas wymagany na dojazd do miejsca obserwacji, czy wreszcie godziny spędzone przed monitorem na analizie prognóz i wypatrywaniu odpowiednich warunków pogodowych.

Tym niemniej, kiedy dojeżdżamy do upatrzonego miejsca obserwacji, a na niebie rozkwitają pierwsze rozbłyski – taki widok porywa serce! Zadowolenie i poczucie dobrze wykonanej roboty natychmiast rekompensuje poniesione trudy. W najbliższych sekcjach postaram się nieco przybliżyć, jak możemy zacząć naszą przygodę z tropieniem tych niecodziennych zjawisk :)

Potrzebny ekwipunek

Dla wielbicieli konkretów najpierw przedstawię pokrótce mój zestaw wyprawowy, a później powiemy sobie kilka słów więcej o każdej z pozycji. Przy każdej wyprawie towarzyszą mi:

  • Samochód
  • Dwa korpusy bezlusterkowe
  • Obiektyw 14-24 mm f/2.8 oraz 24-100 mm f/4
  • Dwa statywy fotograficzne
  • Pojemne karty pamięci
  • Zestaw do czyszczenia aparatów oraz dodatkowe baterie
  • Ciepłe ubranie, kurtka przeciwdeszczowa
  • Przekąski, woda
  • Laptop; uchwyt samochodowy do laptopa; ładowarka samochodowa do laptopa; antena GPS

Jeśli chodzi o środek transportu – zasadniczo, samochód jest tu niezastąpiony. Daje nam on dwojaką korzyść: w miarę sprawny dojazd na miejsce obserwacji oraz ochronę przed uderzeniami piorunów (karoseria auta działa jak klatka Faradaya). Dodatkowo w modelach z większym bagażnikiem, jego klapa może także robić za osłonę przeciwdeszczową pod którą możemy postawić aparat. Odkryłem to stosunkowo niedawno i muszę powiedzieć, że rozwiązanie to sprawdza się znakomicie.

Co so sprzętu, którym będziemy fotografować – niektórzy poradzą sobie samym smartfonem, jednak ja dla swoich potrzeb używam aparatu bezlusterkowego z matryca pełnoklatkową i na tym skupi się ten poradnik. Lustrzanki i inne matryce także zdadzą oczywiście egzamin. Aby móc uchwycić więcej kadrów, najczęściej staram się ze sobą zabrać dwa aparaty.

Z obiektywami sprawa wygląda różnie. Najczęściej sięgam po szerokokątny 14 mm wychodząc z założenia, że najlepiej jest rejestrować jak największy kawałek nieba i nie ominąć żadnych piorunów. Jednak nie zawsze jest to najlepszym wyborem – wiele zależy od tego, jak daleko od nas jest burza oraz gdzie skupia się akcja na niebie. Nic nam po szerokim kadrze, jeśli piorun wypełnia np. 3% obrazka, stąd staram się ze sobą brać także szkło o węższej ogniskowej. Moim zdaniem obiektywy do tych zastosowań nie muszą też być hiper jasne. W zasadzie nie zdarza mi się używać przysłon jaśniejszych od f/4. Trzeba tu pamiętać o tym, że im szerzej otwarta przysłona, tym węższe pole widzenia, a w ujęciach tego typu staramy się raczej mieć wszystko ostre.

Kiedy nadejdzie nagłe ochłodzenie, co burzom towarzyszy stosunkowo często, ciepłe ubranie staje się niezwykle przydatne. Podczas jazdy to może nie ma takiego znaczenia, jako że pewnie będziemy dogrzewać się klimatyzacją, ale na postojach to już zupełnie inna para kaloszy i tam warto o to zadbać.

O laptopie powiemy sobie w osobnej sekcji. Pozostałe z elementów listy są raczej oczywiste :)

20210429_202542_D850_4106

Prognoza pogody

Niestety, aktualnie nie istnieją metody będące w stanie jednoznacznie określić, czy i kiedy w danym regionie wystąpi burza. Jest to zjawisko wysoce nieprzewidywalne, dlatego tak ważne jest zrozumienie, że możemy operować jedynie prawdopodobieństwami.

Do sporządzenia jakiegokolwiek planu fundamentalna jest odpowiednia wizualizacja informacji na mapie. Ogólnie w moim odczuciu tego rodzaju prognoza ma sens najwyżej do 2, 3 dni w przód; cokolwiek dalej to czysta loteria i mija się z celem. Inaczej sprawa ma się ze śledzeniem aktualnych warunków pogodowych. Tutaj nauka oferuje różne zdobycze technologiczne, znacznie solidniejsze od obecnych algorytmów prognozowania:

  • radar Dopplera, który pozwala nam na dokładny pomiar aktualnych opadów deszczu. Działa on przy wykorzystaniu fal elektromagnetycznych, które są wysyłane dookoła radaru. Fale te odbijają się od kropelek wody lub lodu w chmurach, a następnie powracają do radaru. Radar mierzy zmiany częstotliwości tych fal, zgodnie z efektem Dopplera, co pozwala określić miejsce występowania kropelek deszczu i prędkość, z jaka się poruszają.
  • satelity, pozwalające nam na ocenę aktualnego stan zachmurzenia – także w nocy, gdzie obserwacje kontynuowane są w paśmie podczerwonym.
  • wreszcie, chyba najważniejsza z tej listy, sieć meteorologiczna Blitzortung, która za pomocą detektorów badających zakłócenia pola elektromagnetycznego potrafi lokalizować aktualne uderzenia piorunów w niemalże czasie rzeczywistym.

Znane mi serwisy oferujące dostęp do radarów oraz różnego rodzaju prognóz:

Porównanie różnych narzędzi:

Prognoza Weatheronline.in
Prognoza Windy.com
Mapa opadów i piorunów Windy.com
Mapa chmur Sat24
Raport piorunów Blitzortung
Radar burzowy LightningMaps

Prognoza długoterminowa służy mi do zaplanowania sobie czasu na dany dzień oraz z grubsza informuje o obszarze obserwacji z dokładnością do powiedzmy 50-100 km. W samym dniu wyprawy śledzę na radarach windy.com oraz blitzortung.org rozwój wydarzeń oraz sprawdzam kierunek, w jakim przesuwają się opady oraz wyładowania. Pozwala mi to podjąć ostateczne decyzje o kierunku wyprawy.

Technika jazdy samochodem

Przemyślenia w tej sekcji będą z perspektywy osoby mieszkającej w Wielkopolsce, a więc okolicy nizinnej i w miarę płaskiej. Mogę się jedynie domyślać, że zupełnie inaczej wyglądałyby rady dla osób mieszkających w górach lub nad morzem.

W poprzednich sezonach moje wyprawy wyglądały tak, że jechałem w z góry upatrzone miejsca i tam czekałem na rozwój wydarzeń. Wybór miejsc odbywał się z wykorzystaniem satelity Google Maps i były to miejsca najczęściej mocno fotogeniczne, oferujące najbardziej przeze mnie lubiany kadr: płaski horyzont bez drzew i najlepiej zabudowań, z możliwością spokojnego zaparkowania auta gdzieś obok drogi. Naturalnie takie miejsca najczęściej się zdarzają w okolicach "pośrodku niczego".

Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że jeżdżenie w takie odludzia nie jest najlepszym pomysłem. Nie zliczę ile razy zdarzała mi się następująca sytuacja: przejeżdżam 100+ km w miejsce, gdzie Windy pokazywało mi fioletowe plamy (a więc miała być naprawdę dyskoteka), docieram tam na czas, parkuję auto. Kiedy już bezpiecznie stoję, sięgam po telefon, aby sprawdzić radary i co się okazuje? Burza albo uderzyła zupełnie gdzieś indziej, albo nie przyszła w ogóle. Naturalnie w takiej sytuacji muszę zmienić lokalizację. Jednak ponieważ jestem oddalony od głównych dróg, dojazd gdziekolwiek dalej zajmie mi o wiele dłużej.

To jest ten moment, kiedy zazdroszczę Amerykanom ich systemu drogowego opartego na siatce – dojazd gdziekolwiek jest bardzo przewidywalny zarówno technicznie, jak i czasowo. My w Polsce, z naszym systemem organicznym, musimy radzić sobie inaczej.

Różne systemy dróg

W celu uniknięcia sytuacji takiej jak wspomniana wyżej możemy zrobić dwie rzeczy:

  1. Zamiast planować najlepszą możliwą miejscówkę pod konkretną prognozę/konkretny dzień, zrobić zwiad w jakiś spokojny czas w swojej okolicy i powybierać kilka stałych punktów niedaleko głównych dróg (drogi ekspresowe, autostrady). Lepiej być nieco dalej, ale bardziej mobilnym, niż blisko, ale z nikłą szansą na zobaczenie czegokolwiek.
  2. Nie nastawiać się na żadne konkretne miejsce i jechać na żywioł, wciąż trzymając się głównych dróg. Zjeżdżać tylko w miejscach, gdzie ma to sens.

Od jakiegoś czasu wybieram drugie rozwiązanie i muszę powiedzieć, że się sprawdza. Jego plusem też jest to, że w naturalny sposób z czasem nabędziemy tę samą wiedzą, co w wypadku pierwszego.

Ogólnie najlepiej mieć partnera, który by zgodził się z nami jeździć i sprawdzał dla nas radar albo prowadził auto. To pozwoliłoby rozłożyć trudy dojazdu oraz planowania i ewentualnej korekty trasy na dwie osoby. Jednak o ile to nie jest taki sam zapaleniec jak my, jest to dosyć niewdzięczna rola i mi się jeszcze nikogo takiego nie udało znaleźć w mojej okolicy. (Osoby z Poznania potencjalnie zainteresowane wspólnymi łowami jak najbardziej zapraszam do kontaktu ;)

Innym rozwiązaniem jest uzbrojenie się w laptop i podglądanie radaru na żywo na jego ekranie, niezależnie używając innego urządzenia jako głównej nawigacji (czy to telefonu, czy komputera pokładowego). Najlepiej się to sprawdzi w połączeniu z asystentem głosowym w głównej nawigacji, dzięki czemu zerkając na radar i widząc, że burza jest niedaleko Śmigla, możemy szybko powiedzieć "nawiguj do Śmigla" i nawigacja już nas poprowadzi najkrótszą możliwą drogą. Już w samym Śmiglu możemy się pochylić nad wyborem konkretnego miejsca na obserwację gdzieś poza miastem. Dodatkowe wskazówki dotyczącego takiego sposobu jazdy:

  • Większość dostępnych na rynku modeli laptopów nie jest wyposażona w kartę WWAN / odbiornik GPS, stąd aby poprawnie wyświetlić lokalizację, często konieczny może być zakup anteny GPS. Ja polecam anteny działające na interfejs USB firmy UBlox – w pomieszczeniach wg mnie sprawdzają się tak sobie, ale w aucie bez problemu odnajdują moją lokalizację w sekundy, a później już są w stanie ją utrzymać.
  • Najlepszym znanym mi publicznie dostępnym radarem jest https://lightningmaps.org oraz w drugiej kolejności https://map.blitzortung.org. Obie te mapy pozwalają na śledzenie lokalizacji użytkownika i pokazują wyładowania z kilkusekundowym opóźnieniem.
  • Bardzo pomocne jest też ustawić główny nawigator w samochodzie (telefon lub komputer pokładowy) tak, aby północ była zawsze u góry. Ułatwi to konsolidację informacji z wielu map w głowie, bez konieczności mentalnego obracania punktów orientacyjnych.
  • Pomocne jest też, aby choć jeden z monitorów pokazywał nam widok satelitarny okolicy. W ten sposób będziemy z góry wiedzieli, czy pakujemy się w miejscowość pośrodku lasu gdzie nic nie zobaczymy, czy na otwartą przestrzeń.

Jeśli pozwala na to widoczność, dobrze też kontrolować wizualnie okolicę w poszukiwaniu deszczu i chmur, oraz konfrontować informacje z radarów z naszymi własnymi obserwacjami.

Laptop nie jest konieczny, ale na pewno dużo ułatwi. Można też ewentualnie zrezygnować z nawigacji i używać wyłącznie radaru w telefonie, ale do tego jest dobra znajomość siatki dróg w okolicy :) Zdecydowanie odradzam grzebanie przy telefonie w czasie jazdy bądź zatrzymywanie się na poboczu ekspresówek i autostrad – to nielegalne i stanowi zwyczajne proszenie się o kłopoty.

Technika fotografowania

Generalnie uderzenie pioruna jest widoczne przez moment, dlatego możemy od razu porzucić pomysł, aby próbować łapać go z ręki. Nie jest to niemożliwe, jako że często po uderzeniu często następuje wtórne wyładowanie co wydłuża nieco okno czasowe pozwalające na jego uchwycenie, jednak taka technika wprowadza niepotrzebny zamęt i stres, czy zdążyliśmy. Na podobnej zasadzie raczej stroniłbym od gadżetów typu wykrywacze błysków, jako że takowe również wywołują migawkę po fakcie, często za późno. Na szczęście z pomocą przychodzi szereg prostych technik.

20210429_202542_D850_4106

Parametry

Na początek aparat przełączamy na tryb manualny tak, abyśmy mieli sami kontrolę nad czasem naświetlania, przysłoną oraz czułością matrycy.

Kluczowym elementem jest wydłużenie czasu naświetlania. Jednak nie można tu przesadzić - ustawienie np. 30 sekund ze sporą dozą pewności sprawi, że zarejestrowane pioruny będą słabo widoczne. Ja z reguły staram się ustawiać od 1 do 6 sekund. Ponieważ są to długie czasy, aparat musi się znajdować na statywie. Rozwiązania typu oparcie korpusu o karoserię samochodu lub beanbaga i dociskanie wystawiają nas na kontakt z deszczem i wprowadzają ryzyko poruszenia aparatu, stąd je odradzam. Dodatkowo sugeruję wyłączyć stabilizację obrazu tak, aby w aparacie nic się nie ruszało na czas robienia zdjęcia. Z tego samego powodu zalecam też zdjęcie paska, jeśli takowego używacie.

Mając ustalony czas naświetlania, możemy teraz manipulować przysłoną oraz czułością matrycy (ISO). Grunt to znaleźć idealny kompromis pomiędzy głębią ostrości (im szerzej otwarta przysłona, tym węższa głębia), a szumami (im wyższa wartość ISO, tym jaśniejszy obraz, ale też więcej szumów). Żeby było śmieszniej, głębia ostrości traci na znaczeniu im szersza jest ogniskowa naszego obiektywu. Dokładne wartości tak naprawdę zależą od tego, jak bardzo jest ciemno. Jeśli światło jest dosyć dobre, f/4 i ISO 100 powinny wystarczyć. W sytuacji, kiedy mamy coś na pierwszym planie (drzewo, samochód, siebie samych), dobrze zejść do f/5.6 lub nawet f/8 w celu zachowania ostrości. Jeśli jest środek nocy lub niebo jest zasnute szczelną pokrywą chmurową, ISO można podkręcić nawet do 2000. Nie rekompensowałbym słabszego światła czasem naświetlania, o czym wspomniałem już wyżej. Wysokie szumy można teraz łatwo eliminować programami takimi jak Adobe Lightroom Classic czy Topaz Photo AI, także tym nie należy się szczególnie przejmować.

Należy pamiętać, aby trzymać rękę na pulsie i co jakiś czas sprawdzać robione zdjęcia! Najlepiej z histogramem. Rozwijająca się burza często przynosi bardziej zbite chmury deszczowe, co dla naszego oka jest niewidoczne (zwłaszcza gdy następuje to stopniowo), ale może bardzo przyciemnić kadr i spowodować, że zdjęcia zrobione na początku sesji będą dużo lepiej doświetlone niż te późniejsze.

Ostrość

Kolejnym arcyważnym elementem układanki jest ustawienie ostrości. Z reguły w ciemnicy autofocus działa mizernie, stąd polecam ustawić ją ręcznie. Tutaj nam pomogą trzy techniki:

  1. Możemy doświetlić sobie tymczasowo dalszy plan przy użyciu np. czołówki lub świateł samochodu. Wówczas autofocus może "chwycić" ostrość. Po takiej próbie przełączamy na manual i dalej już robimy zdjęcia na manualu.
  2. Drugą metodą jest wybranie sobie wizualnie jakiegoś jasnego punktu, a następnie kręcenie pokrętłem focusa tak długo, aż na maksymalnym powiększeniu w wizjerze punkt stanie się ostry. To jest moja ulubiona metoda.
  3. Metodę drugą można jeszcze dodatkowo usprawnić pomagając sobie funkcją focus peaking, która występuje w niektórych korpusach. To wizualny wskaźnik pokazujący, które obiekty w kadrze są ostre w postaci kolorowych kresek i punktów.

Bez względu na preferowaną metodę, zdecydowanie sugeruję wykonanie kilku próbnych zdjęć i szybkie ich powiększenie w aparacie w celu sprawdzenia dokładności ustawienia ostrości i wprowadzenia ewentualnych poprawek. Warto ten zabieg powtórzyć po każdej zmianie kadru.

20210429_202542_D850_4106

Klikanie zdjęć

Tak jak pisałem, raczej bym sobie odpuścił wspomniane wykrywacze błysków. Są ogólnie dwa dużo bardziej niezawodne sposoby i oba opierają się o robienie zdjęć seryjnych:

  1. Interwałometr. To funkcja w niektórych aparatach, która pozwala na wykonywanie zdjęć co określony czas; dostępna wg mojego stanu wiedzy w zasadzie w każdym modelu z nieco wyższej półki. W niektórych starszych aparatach potrzebne jest zastosowanie zewnętrznego gadżetu. Pomysł tu jest taki, aby ustawić jak najkrótszy interwał, i robić zdjęcia dopóki sami nie przerwiemy. Jednak to rozwiązanie ma też swój minus – na moim aparacie np. najkrótszy możliwy do ustawienia interwał to pół sekundy. Aby zilustrować, z czym to się wiąże, załóżmy, że każde zdjęcie naświetlam 2 sekundy. Wówczas na każdą rejestrowaną minutę materiału tracę 6 s na same przerwy między zdjęciami! Czasem niestety to wystarcza aż nadto, aby stracić fenomenalne ujęcia.
  2. Zdjęcia seryjne i blokada spustu migawki. W tym podejściu fizycznie blokujemy migawkę w pozycji stałego robienia zdjęć. W przypadku mojego aparatu jest to możliwe dopiero poprzez dokupienie wężyka spustowego, czyli kabelka z przyciskiem do robienia zdjęć, który umożliwia także jego blokowanie. Jest to rozwiązanie lepsze, ale też mniej wygodne, jako że trzeba pamiętać aby brać ze sobą wężyk, plus w przypadku dwóch korpusów potrzebne są dwa wężyki.

Tymi technikami tworzymy setki, czasem nawet tysiące zdjęć. Może to trochę przytłaczać, jednak uwierzcie mi, że przegląda się je później bardzo szybko i nie jest to problemem – na miniaturach w zasadzie natychmiast widać, które zdjęcia zawierają coś istotnego; reszta to będzie masa zduplikowanych czarnych lub szarych plam. (Czasami wychodzą z takich zdjęć fajne filmiki.) Bardziej zatroszczyłbym się o pojemność kart. W przypadku lustrzanek bardzo istotną sprawą jest upewnienie się, że aparat jest ustawiony do pracy w trybie cichym; inaczej przed każdym zdjęciem będziemy musieli podnosić i zamykać lustro. To może mieć istotny wpływ na żywotność tej części aparatu, zwłaszcza w miarę kolejnych wypraw.

Fotografowanie w dzień

Fotografowanie za dnia moim zdaniem jest o wiele trudniejsze, bo nitki błyskawic są dużo mniej widoczne. Tym niemniej, nie jest to niemożliwe. Długie czasy naświetlania, które sprawdzają się w nocy, za dnia prawdopodobnie przepalą nam zdjęcie i wszystko będzie białe, lecz z pomocą przyjdą nam filtry szare neutralne (ND). Są to matowe, półprzezroczyste szybki, które przyciemniają obraz o konkretną liczbę przysłon. Nie polecam żadnego konkretnego filtru; osobiście używam systemu firmy NiSi, który wyposażony jest także w filtry połówkowe, ale z powodzeniem sprawdzą się tu także filtry okrągłe.

Nie zdarzyło mi się jeszcze podczas fotografowania burz skorzystać z filtru polaryzacyjnego, więc nie mogę się wypowiedzieć o jego efektach.

Radzenie sobie z deszczem

Przede wszystkim staramy się pozycjonować tak, aby nie stać w deszczu (znowu nieoceniona pomoc radaru). Jednak w nieuniknionej sytuacji, kiedy już na nas leje, a my chcemy robić zdjęcia, dobrze by wówczas było, aby nasz aparat miał uszczelniany (weatherproof) korpus i obiektyw. Wówczas możemy być spokojni, że z naszym sprzętem nic się nie stanie. Niezależnie jednak radzę rozłożyć nad naszym zestawem jakąkolwiek osłonę przeciwdeszczową. Może to być plastikowy parasol albo klapa bagażnika naszego pojazdu. W ten sposób unikniemy robienia zdjęć z mało atrakcyjnymi kropelkami deszczu na przedniej soczewce. Od czasu do czasu fajnie zrobić z nimi zdjęcie, jednak ich obecność na każdej fotografii byłaby raczej nudna, stąd ważne wiedzieć, jak możemy sobie z nimi poradzić. Co jakiś czas też należy wizualnie kontrolować, czy z aparatem wszystko w porządku. W sytuacji, kiedy soczewka pokryje się siateczką kropelek, należy ją przetrzeć szmatką z mikrofibry lub przedmuchać elektryczną dmuchawką. Klasyczna gruszka będzie tu za słaba.

Bezpieczeństwo

20210429_202542_D850_4106

Piszę o tym późno, jednak nie neguje to faktu, że podczas fotografowania i jeżdżenia za burzami bezpieczeństwo jest najważniejsze. Żadne ujęcie czy nagranie nie jest warte naszego życia czy zdrowia. W sytuacji, kiedy nie jesteśmy pewni, czy nie robimy właśnie czegoś bardzo głupiego – najlepiej założyć, że tak właśnie jest i odpowiednio zmienić swoje zachowanie ;)

Podstawową zasadą podczas fotografowania burzy jest utrzymanie odpowiedniej odległości od miejsca uderzenia pioruna. Kontakt z błyskawicami przeżywa 9 na 10 osób, ale po co kusić los? Jeśli jesteśmy za blisko, nie stoimy na otwartych przestrzeniach. Nie gmeramy przy sprzęcie. Siedzimy w bezpiecznym schronieniu, jakie daje nam nasze auto. Kiedy błyskawice podchodzą naprawdę blisko, sugeruję jak najsprawniej spakować manatki i nabrać odległości. Nie udało mi się znaleźć danych ani raportów, na ile ma znaczenie otwarta szyba lub drzwi w sytuacji gdy w auto uderzy piorun, ale z pewnością nasze bębenki nie będą tym zachwycone.

Kiedy poczujemy mrowienie na skórze lub włosy stają nam dęba, natychmiast pakujemy się do auta – elektryzujące się powietrze zwiastuje, że w ciągu kilku sekund nastąpi uderzenie błyskawicy. Puszczamy metalowe przedmioty. W sytuacji kiedy powrót do auta zająłby za długo, kucamy i zwijamy się w kulkę, łącząc ze sobą stopy i zasłaniając dłońmi uszy.

Kolejną sprawą, moim zdaniem najważniejszą, jest bezpieczna jazda autem. Bez względu na to, jak bardzo się spieszymy, nie powinniśmy wdawać się w wariackie wyścigi z innymi kierowcami na drodze. Przed fatalnym huraganem El Reno z 2013 w Stanach Zjednoczonych, jedyne ofiary śmiertelne wśród łowców burz ginęły właśnie na skutek wypadków drogowych. Statystyka ta do teraz pozostaje alarmująco wysoka. Nie należy też bagatelizować odległości, które przejeżdżamy. Wybierając się na parogodzinne łowy o 23:00 w nocy trzeba wziąć pod rozwagę, w jakich okolicznościach będziemy wracać do domu. Adrenalina być może będzie wystarczająco pobudzająca w pierwszą stronę, jednak z powrotem najpewniej będziemy śpiący i zmęczeni. To może skutkować brakiem skupienia lub nawet zasypianiem w trakcie jazdy, co potencjalnie ma, i miało wielokrotnie, tragiczne skutki.

Dodatkowo należy się liczyć z możliwymi uszkodzeniami wozu. Dach naszego auta może powgniatać nagłe gradobicie, a przednią szybę stłuc spadająca na drogę gałąź lub, odpukać, drzewo, co może nieźle pokiereszować także nas samych. Stąd absolutnie unikamy zatrzymywania się pod drzewami.

No i ostatnia rada: nie pchamy się na offroad autami, które się do tego nie nadają ;) (Tak zajechałem moje pierwsze autko.)

Cierpliwość i pokora

Jeszcze raz to podkreślę – burze to zjawiska nieprzewidywalne. Wielokrotnie zdarzało mi się wyjeżdżać i wracać z niczym, lub zaobserwowanym pojedynczym błyskiem gdzieś pomiędzy drzewami. Chyba najbardziej frustrujące są momenty, kiedy udaje mi się zrobić kapitalne zdjęcie z balkonu własnego domu – wtedy łatwo wpaść w przygnębiające przekonanie, że te wyprawy są w sumie niepotrzebne, że najlepiej siedzieć na kanapie i czekać, aż wszystko podejdzie pod nos. Jednak z doświadczenia mogę powiedzieć, że nie ma nic bardziej mylnego. Tak jak pisałem na wstępie, pomyślna wyprawa wynagradza człowieka ogromną satysfakcją i poczuciem spełnienia. To sprawia, że to wszystko staje się tego warte. Stąd moja końcowa rada dla ludzi chcących zająć się tym hobby jest taka, aby nigdy się nie poddawać i schodzić z tej kanapy :)

Co można zrobić lepiej

W tym sezonie wprowadziłem do mojego zestawu laptopa z radarami i to robi gigantyczną różnicę w jakości moich łowów. Jednak bynajmniej nie oznacza to, że mam już wszystko :) W przyszłości chciałbym:

  • zweryfikować działanie filtra polaryzacyjnego przy dużych opadach deszczu. Podobno można nim podkręcić kolory tęczy!
  • zakupić do drugiego korpusu drugi wężyk spustowy, aby wyeliminować interwały między zdjęciami.
  • zakupić jeszcze szerszy obiektyw, np. 9 mm, co w zamierzeniu miałoby ułatwić fotografowanie chmur szelfowych bez konieczności klejenia panoram przy obróbce.
  • zakupić używany dostawczak z przesuwnymi drzwiami tak, aby móc się rozstawiać ze statywami wewnątrz auta bez konieczności wychodzenia z pojazdu.
  • lepiej poznać swoją okolicę tak do 100-150 km tak, aby zmniejszyć liczbę decyzji do podejmowania w czasie łowów.
  • więcej burz i więcej wypraw ;)

20210429_202542_D850_4106